czwartek, 11 czerwca 2015

Carl Martin HeadRoom Reverb - prawdziwe sprężyny pogłosowe pod twoją stopą

Istnieje mnóstwo cyfrowych efektów, mających naśladować dźwięk sprężyn pogłosowych i wiele z nich sprawdza się naprawdę dobrze, ale niektórzy muzycy potrzebują czegoś więcej, czegoś zupełnie nieprzeciętnego w całej swej elektromechanicznej okazałości.
Cóż, można sięgnąć po wzmacniacz z wbudowaną sprężyną, zakładając, że reszta jego brzmień i funkcji będzie nam pasować i faktycznie potrzebujemy zmiany wzmacniaczy. Można też sięgnąć po samodzielnego po ol' daddy'ego wzmacniaczy lampowych - Fender Spring Reverb i dodać go do naszego zestawu, jednak będzie to kosztowne i raczej niewygodne w użytku scenicznym.
Dlaczego jednak nie pójść na trzecią opcję i do pedalboardu dodać kostkę z prawdziwym pogłosem sprężynowym - wygodny w użyciu i zawsze gotowy do akcji tuż pod stopą. Wydawać by się mogło, że każdy efekt z pogłosem musiałby być dość spory, by pomieścić te sprężyny, ale HeadRoom od Carl Martin, nie jest o dziwo taki duży, porównywalny rozmiarami do dwóch zetkniętych ze sobą Big Muffów. Co więcej można go odpalić z PP3 albo standardowego zasilacza 9V, oszczędzając jeszcze więcej miejsca na pedalboardzie. Mając pojedyncze wejście i wyjście, HeadRoom oferuje dwie głębie pogłosu (A i B), każde z własnymi pokrętłami, odpowiadającymi za ton i poziom efektu. Dwa ładnie rozmieszczone przyciski nożne zadbają o wszystko - jeden do bypassu, a drugi do przełączania trybu pracy.

W samym sercu HeadRoom znajduje się podobne do tych z mniejszych wzmacniaczy Federa, urządzenie z trzema sprężynami, a brzmienie efektu wydaje się mieć do Federów niemal rodzinne podobieństwo. Generowane z tych samych sprężyn pogłosy A i B są wstępnie identyczne, różnice w nich opierają się w całości na operowaniu pokrętłami. To odpowiadające za poziom efektu, przenosi brzmienie od zupełnie czystego dźwięku, aż do głębokiego, surfującego twangu w miarę obracania pokrętła. Jest to wysokiej jakości pogłos, który działa raczej jako nieodłączna część ogólnego brzmienia gitary, niż coś do niej podpiętego, a dzięki dwóm ustalonym ustawieniom na pulpicie, zawsze można szybko przejść od ambientowej aury do czegoś, co możemy uznać za celowy efekt.

Tak jak w innych wzmacniaczach Fendera, z podkręconym pogłosem, przełączając HeadRoom zwykle wywołuje się ze wzmacniacza głośne łupnięcie, naciskając stopą na przełącznik, jednak producent poradził sobie z tym, zawieszając sprężyny wewnątrz obudowy dla dodatkowej izolacji oraz dodając grube gumowe nóżki na powierzchni pedału.

Dźwiękowo HeadRoom Reverb to prawdziwy rarytas, i pod warunkiem, iż nie przeszkadza nam fakt, że na pedalboardzie zajmie przestrzeń spokojnie wystarczającą na dwa lub trzy normalne kostki to ten efekt jest idealnym sposobem na dorwanie się do prawdziwego dźwięku pogłosu sprężynowego bez bawienia się w analogi.
Idealny wybór dla każdego, mającego ochotę na trochę prawdziwego splendoru retro i  twangu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz